Jesteś tutaj:
Sędziszów lata trzydzieste
Sędziszów ze względu na swe położenie w połowie szlaku kolejowego Kielce – Kraków z dojazdem na Śląsk, został po zakończeniu wojny i odzyskaniu niepodległości w 1918 r. ustanowiony ważnym ośrodkiem formowania składów pociągów, zaopatrywania lokomotyw w węgiel i wodę, przeglądu i naprawy taboru kolejowego oraz wymiany załóg obsługi ruchu pociągów towarowych. Do wykonania tych zadań konieczne było zatrudnienie rzeszy odpowiednio przeszkolonych fachowców. Kolej – instytucja zmilitaryzowana, posługująca się regulaminem zbliżonym do wojskowego, zatrudniała tylko pracowników zdyscyplinowanych i o wysokim morale. Pracownicy kolei tworzyli więc grupę społeczną, wyróżniającą się spośród sędziszowskiej społeczności fachowością i kulturą pracy, a przede wszystkim wyrażnie wyższym standardem życia wynikającym z większych i stałych zarobków. Kolejarskie rodziny stać było na budowę własnych domów, kształcenie dzieci w szkołach średnich i wyższych, czemu sprzyjała pięćdziesięcioprocentowa zniżka czesnego. Życie codzienne mieszkańców w dużej mierze kształtowały i regulowały przyjazdy i odjazdy pociągów. Gwizd lokomotywy punktualnie kursującego pociągu, oznajmiał właściwą godzinę i minutę, zastępując zegarek. Mimo to, dla jeszcze dokładniejszej kontroli czasu, funkcyjni pracownicy obsługi ruchu pociągów zostali zaopatrzeni w najwyższej wówczas klasy zegarki szwajcarskiej firmy „Omega”.
 
Kolejarze pracowali w układzie dwu lub trójzmianowym. Obowiązki służbowe w większości wykonywali samodzielnie, podejmując często bardzo odpowiedzialne decyzje. Dużym utrudnieniem w czasie nocnej służby był brak elektrycznego oświetlenia, dlatego też nieodłącznym atrybutem pracowników obsługujących ruch pociągów była karbidowa latarka służąca do oświetlenia i sygnalizacji.
 
Ruch pociągów był przeważnie duży. Po głównych torach, w obie strony pędziły towarowe pociągi węglem ze Śląska, a na Śląsk – pociągi zaopartujące w towary ten najważniejszy w kraju region górniczo-przemysłowy. Ruch pasażerski obsługiwały pociągi osobowe i pospieszne z Warszawy, Kielc, Krakowa i Katowic. Czasem też korzystały z postoju ekspresowe, międzynarodowe pociągi kursujące na trasie Warszawa - Praga - Budapeszt i Bukareszt. Na rozgałęzieniach torów przez całą dobę trwały „przetoki” - formowanie składów pociągów towarowych załadowanymi, bądź pustymi wagonami. Przy pomocy pompowni i specjalnych „żurawi” odbywało się napełnianie wodą tendrów parowozów, także smarowanie i przegląd całego taboru wyjeżdżającego na trasę.
 
Dbający o uczącą się młodzież kolejarze, przeznaczali dla niej osobny szkolny wagon doczepiany do pociągu relacji Sędziszów – Kielce, który najczęściej wyjeżdżał około godziny piątej i wracał około siedemnastej. Jeździli nim uczniowie uczęszczający do szkół w Jędrzejowie i w Kielcach. Ja również przez cztery lata podróżowałem w tym wagonie w okresie nauki w gimnazjum kieleckim.
Naprzeciwko dworca, przy torach przylegających do szosy Szczekociny – Wodzisław, znajdowała się „rampa” - podwyższenie do załadunku towarów, miejsce hurtowego handlu, który prawie w całości spoczywał w rękach Żydów. Żydzi stanowili osobną etniczną grupę mieszkańców Sędziszowa, różniącą się swoistym folklorem. Ubrani byli po starozakonnemu w długie chałaty, rondelkowatego kształtu czapki – jarmułki (spod nich wystawały przed uszami pejsy – dwa kręcone warkoczyki włosów ), często białe pończochy i płytkie pantofle.

Żydzi byli bardzo ruchliwi i krzykliwi, „nie mówili”, lecz trajkotali, porozumiewając się między sobą językiem jidysz złożonym ze słów słowiańskich, niemieckich i hebrajskich.Oprócz Sędziszowskich Żydów, handlowali tu Żydzi dojeżdżający ze Szczekocin wąskotorową konną kolejką.
 
Największy ruch handlowy odbywał się jesienią, kiedy to eksportowano gęsi do Niemiec. Spędzano olbrzymie stada tych ptaków z okolicznych wiosek i przez kilka tygodni ładowano do specjalnych wagonów. Jesienią też wywożono do miast Górnego Śląska płody rolne: zboże, ziemniaki i kapustę. Zimą ładowano do wagonów worki z puchem, dartym gęsim pierzem. A przez cały rok kwitł handel słomą, sianem a nawet żółtym piaskiem z Gródka do zaprawy cementowej. Przywożono zaś do Sędziszowa węgiel, cement i nawozy sztuczne.
 
Równocześnie z ruchem pasażerskim i transakcjami handlowymi, na stacji kwitło życie towarzyskie. Do dobrego tonu należała obecność na peronie podczas przejazdu popołudniowych pociągów z Kielc i Krakowa. Szczególnie ludno było na dworcu w czasie wakacji. Po peronowym „deptaku” spacerowała młodzież i letnicy. Tam też odbywały się spotkania – przypadkowe lub umówione. W tym drugim wypadku wstępowano potem do dworcowego bufetu, gawędzono przy herbacie, lemoniadzie, nawet przy piwie; kupowano gazetę w jednym w Sędziszowie kiosku, zaopatrywano się w papierosy.
 
W wielu kolejarskich rodzinach panował specyficzny dla tego środowiska etos. Marzeniem i pragnieniem rodziców było przygotowanie dzieci do pracy i służby na kolei. A dzieci rodzin mieszkających na terenie lub w pobliżu kolei, wychowywały się w atmosferze zdobywania wiedzy o kolejnictwie. U wszystkich kolejarskich dzieci zainteresowanie koleją zaczynało się od rysowania wagonów, parowozów, semaforów i innych urządzeń, od przyswajania sobie nazw i terminów z koleją związanych.
 
Kolejarze zaskarbili sobie uznanie i szacunek za opiekę nad uczącą się młodzieżą. Zasilali materialnie szkołę mieszczącą się w budynku kolejowym i stwarzali możliwie wygodne warunki dojazdu do szkół w Jędrzejowie, Kielcach. Kolej odgrywała także rolę „ okna na świat”. Bezpłatne i zniżkowe bilety (80%) oraz częste kursy pociągów pozwalały się uczącej młodzieży i na dojazd do szkół i na wycieczki krajoznawcze.
 
Około kilometra od węzła PKP było „centrum” Sędziszowa, oddzielone wysokimi groblami stawów rybnych. W lecie stawy były miejscem kąpieli nauki pływania, plażowania. W zimie pełniły rolę ślizgawki. Najpierw ślizgało się na „kopyciankach” , czyli klockach wystruganych w kształcie łódki, podkutych grubym stalowym drutem, a później – na łyżwach. Po prawej stronie stawów biegły tory kolejowe i szosa Szczekociny -Wodzisław. Za nimi, w niewielkim parku widoczne były ściany dworku Kamińskich - właścicieli dóbr ziemskich.
 
Dwie części centrum Sędziszowa łączył drewniany most na Mierzawie. Do lewego brzegu rzeki przylegał czworokątny rynek, obudowany z trzech stron parterowymi domami z drewna i kamienia wapiennego. W każdy wtorek odbywał się tu jarmark. Handlowano drobiem, nabiałem, wyrobami rzemiosła ludowego z drewna i wikliny. Wymiana handlowa odbywała się głównie miedzy rolnikami z okolicznych wsi a miejscowościami Żydami. Obok rynku po prawej stronie drogi do Pawłowic i Łowinii znajdowały się barakowe rudery zamieszkałe przez biedniejszych Żydów. Stanowili oni skupisko w rodzaju „getta”, zgromadzone wokół bożnicy, izolujące się prawie od otoczenia. Uważali się za gminę żydowską podległą rabinowi i poza władzą administracyjną - nikogo na swój teren nie wpuszczali. Dalej przy tej drodze stała hala – największy budynek Sędziszowie - Remiza Straży Pożarnej. Jedną trzecią hali zajmowali strażacy, pozostałe części stanowiły dużą salę ze scena. Odbywały się w niej akademie w dniach świąt państwowych, imprezy kulturalne i zabawy taneczne.
 
Po prawej stronie rzeki widać neobarokowy kościół parafialny św. Piotra i Pawła z XVIII w. Dość okazała świątynia bogata w rzeźby i obrazy, świadczy o zamożności i hojności dawnych mieszkańców, także o wielkości i znaczeniu Sędziszowa w tamtych czasach. Najbardziej oczekiwanym przez parafian dniem był 29 czerwca – odpust z okazji święta patronów kościoła. Była to wspaniała uroczystość religijna, często z udziałem biskupa, ale także festyn ludowy. W imprezach odpustowych, obok mieszkańców Sędziszowa tłumnie uczestniczyły rodziny chłopskie z okolicznych wiosek. Największą frajdę miały dzieci i młodzież z jazdy na karuzeli, ze strzelania z kapiszonówek, z gry ba fujarkach, wreszcie z opychania się lodami, obwarzankami i słodyczami.
 
Naprzeciw kościoła był Urząd Gminy Sędziszów, pięcioklasowa szkoła powszechna oraz poczta, a za torami restauracja, kilka sklepów i apteka. Kilkaset metrów dalej, przy drodze do Borszowic, na zabytkowym cmentarzu – obok mieszkańców Sędziszowa pochowano prochy żołnierzy poległych w obronie ojczyzny podczas ostatniej wojny. Kolejnych kilkaset metrów dalej, skręcając nieco na wschód, Mierzawa opuszcza Sędziszów i przepływając przez wsie: Boleścice, Krzcięcicę, Mierzawę - przed Pińczowem wpada do Nidy.

Ważną częścią sędziszowskiej aglomeracji (osady) był Gródek- administracyjnie przysiółek – powstały po pierwszej wojnie, po odłączeniu się od wsi Bąkowiec. Potem przez lata rozrastał się aż do rozmiarów sporego osiedla kolejarskiego budowanego wzdłuż szosy, na skraju wapienno- piaszczystego płaskowzgórza, kieleckiego odgałęzienia Jury Krakowsko- Częstochowskiej.

Płaskowyż zabudowany z jurajskiego wapienia, pokryty gruba warstwą żółtego piasku i jałowej gleby porosłej mchami, trawnikiem i sucha trawa – był całkowitym nieużytkiem. Kolejarze nowi właściciele działek- rozpoczęli kultywację jałowej ziemi i przez wiele lat ciężkiej, wytrwałej pracy i nawożenia – zamienili nieużytki w uprawne poletka. Uprawiano na nich : marchew, buraki, kapustę a nawet pomidory. Na większych działkach sadzono ziemniaki, siano, owies, żyto. Stworzyło to warunki do hodowli drobiu: gęsi, kaczek, kur i indyków, chowu owiec, a w pojedynczych gospodarstwach domowych i krów. Niezłe dochody przynosił tucz prosiąt, prowadzony powszechnie także przez rodziny kolejarskie.

Krajobraz płaskowyżu uzupełniały kamieniołomy, w których wydobywano wapień i wykopywano żółty piach - bardzo poszukiwane surowce budowlane. Piasek z Gródka okazał się cennym składnikiem zaprawy cementowo – wapniowej. Stał się towarem kupowanym masowo i wywożonym koleją do miast Górnego Śląska. Z wapienia spajanego tą zaprawą budowano podmurówki a nawet szczytowe ściany domów. Pozostałe ściany budowano z pokładów kolejowych. Taki dom pobudowali moi Rodzice w 1929 r. Stoi do dziś i wciąż jest zamieszkany.

Domy stawiano tylko po jednej stronie szosy (wyjątkiem był dom Biegalskich), gdyż po drugiej stronie – rozmokła łąka, często zalewana podczas powodzi, nie nadawała się pod rozbudowę domostw. Środkiem łąki, szerokim korytem zarosłym trzciną i sitowiem, pomiędzy „oczkami”, głębokimi dołami wypełnionymi wodą, zarosłymi rzęsą i tatarakiem (pozostałość po wydobywaniu torfu przez pierwszych osiedleńców) płynęła Mierzawa.

Za uprawnymi działkami, kamieniołami i piaszczystymi pagórkami znajdował się sosnowy las – Gródek. W latach 20-tych XX w. został wykarczowany na budulec i ponownie zalesiony sadzonkami sosny i świerka. Stary las tworzyły proste, wysokie chojaki, wyrosłe w kilkumetrowych odstępach na piaszczystym podłożu i prawie bez poszycia. Na koronach drzew gnieźdźiły się stada wron, krakając bezustannie całą wiosnę i lato.

Przedostające się między koronami sosen promienie słoneczne ogrzewały i oświetlały las Tak, że było w nim ciepło i widno, a stale wiejący chłodny wietrzyk sprawiał, iż nie było w nim duszno. Taki właśnie klimat pozwalał na wykorzystywanie lasu do „kąpieli słonecznych”, hartowania całego ciała i leczenia schorzeń układu kostnego. A zawartość w powietrzu dużej ilości ozonu i aerozolu aromatycznego olejku sosnowego korzystnie wpływał na oddychanie. Te walory i właściwości lasu sprawiały, że spełniał on role parku rekreacyjnego, i tak też był traktowany. Był Gródek rzeczywiście ulubionym miejscem odpoczynku i spacerów, miejscem spotkań towarzyskich i rozrywki. Gwarno i rojno było szczególnie w miesiącach wakacyjnych i urlopowych. Organizowano na jego obszarze zawody sportowe, gry w szachy i karty, urządzano loterie fantowe i zabawy taneczne. A w miejscu kopania piachu zbudowano strzelnicę do strzelania z broni śrutowej. Był również Gródek rajem dla grzybiarzy, którzy kilka razy w ciągu sezonu mogli w sadzonkach szukać maślaków, a między sosnami starego lasu – kozaków, gołąbków, kurek, zieleniatek.

Po przeciwnej stronie Gródka, za rzeką i młynem Rybkowskiego, rozciągał się las „na Tarni”. Tuż za rzeką, przed szosą do Swaryszowa, na podmokłym gruncie rósł - jak mówiono - „lasek” złożony z kilkuset sosenek gęsto splecionych gałęziami krzewów łodygami chwastów, siedlisko owadów i robactwa. Trudno było nawet przejść przez lasek między gniazdami os i szerszeni, kopców mrówek i rojowiskami komarów. W lasku było zimno i ponuro. Nie przeszkadzało to jednak cygańskim taborom zatrzymywać się tam na dłużej.
Obozy cyganów były atrakcją dla dzieci, tłumnie obserwujących ich życie codzienne.

Natomiast niezbyt zadowoleni z ich obecności byli dorośli mieszkańcy Gródka, gdyż Cyganki – pod pretekstem wróżenia – po prostu okradały mieszkania.

Główny las „na Tarni” – gęsty i potężny jak knieja, jak bór z przewagą drzew liściastych: dębów, buków i wiązów, z bogatym poszyciem – rozciągał się za szosą. Las wyglądał groźnie, było w nim ciemno, a do spacerów się tylko dukty leśne.

Tarnia była idealnym miejscem dla zbieraczy leśnego runa: poziomek, czarnych jagód i jeżyn. Witki leszczynowe służyły za wędziska dla wędkarzy, grubsze gałęzie – za pałki do gry w palanta i kije do gry w mini-hokeja. Las był też ulubionym miejscem biwakowania drużyn harcerskich z Sędziszowa. Zdobywano tam oznaki sprawności, uczono się życia obozowego i bawiono się w podchody. Na skraju Tarni znajdowały się zakłady przemysłowe: tartak i młyn poruszane energią elektryczną z własnych agregatów – pierwszy zwiastun nowoczesności.

Zimy przychodziły do Sędziszowa zazwyczaj już na początku listopada i od razu były bardzo śnieżne i mroźne. Dobrze pamiętam, że święta Niepodległości 11 listopada obchodzono w zimowej szacie. Zamiast turkotu chłopskich furmanek - na szosie dźwięczały dzwoneczki przejeżdżających sań. Wszędzie było jednakowo biało i sennie i nie było widać ani uprawnych działek, ani żółtego piachu ani łąki, ani nawet rzeki. Wcześnie zapadający mrok hamował wszelki ruch, a z zastaniem ciemności nocy zapadała senna cisza. Gdy niebo zakrywała gruba warstwa czarnych „ołowianych” chmur – zalegała często taka ciemność, że na odległość wyciągniętej ręki było widać zaledwie zarysy przedmiotów, a gdy ktoś przechodził – najpierw słyszano kroki i rozmowę, a dopiero później widziano sylwetkę. Każde dalsze odejście od domu wymagało posługiwania się latarką. Toteż kolejarze stale nosili przy sobie karbidówkę. Przez całą noc panowała cisza przerywana tylko stukotem kół i szumem przejeżdżających pociągów, sapaniem i gwizdaniem manewrujących na stacji parowozów. Ruch - jeszcze w „egipskich ciemnościach” - rozpoczynał się około godziny piątej, gdy do pociągu spieszyli uczniowie, dojeżdżający do szkół w Jędrzejowie i Kielcach, a kolejarze do pracy na dzienną zmianę. Przechodzenie przez nieoświetlone tory i lawirowanie między wagonami było wówczas szczególnie niebezpieczne. Ja w tych rannych dojazdach do szkoły w Kielcach uczestniczyłem przez 4 lata.

Ciemność, mróz, zasypane śniegiem drogi skłaniały mieszkańców do pozostawania w ciepłym domu, umacniały życie familijne i towarzyskie.

W kręgach hodowców gęsi odbywało się darcie pierza na puch, chętnie kupowanego przez Żydów do wypychania poduszek i pierzyn. Uczestniczyły w tym tradycyjnym i prawie rytualnym zajęciu tylko kobiety.

Odbywały się przy tym familijne śpiewy i opowiadania anegdot przeplatanych aktualnymi ciekawostkami. Podczas tych spotkań zawierano również nowe znajomości, kojarzono pary - bez lub z pomocą swatów. Dzieci wykonywały z tektury, kolorowego papieru, karbowanej bibuły, słomy i wydmuszek jaj – zabawki na choinkę: łańcuchy, anioły, zwierzęta i ptaki.

W połowie zimy warunki atmosferyczne ulegały zazwyczaj poprawie. Coraz rzadziej zdarzały się koszmarnie ciemne noce, a dni stawały się coraz dłuższe, jednak brak stałego sztucznego oświetlenia nadal dawał się we znaki. Zelżenie siarczystych mrozów cieszyło dzieci. Powstawała możliwość uprawiania zimowych sportów bez obawy o odmrożenie rąk i nóg. Z dnia na dzień poprawiało się też samopoczucie mieszkańców Sędziszowa. Od Świąt Bożego Narodzenia nabierało rozmachu życie towarzyskie. Odbywały się liczne spotkania – często z tańcami, a w remizie strażackiej – bale kotylionowe. Tam też koncertował chór kolejarzy, a harcerze wystawiali Jasełka.

Wiosna przychodziła zazwyczaj w marcu nagłym ociepleniem, powodującym gwałtowne topnienie mas śniegu i lodu. Sędziszów na powitanie wiosny musiał się uporać – nie zawsze udanie – z powodzią zalewającą domy nad rzeką. I gdy jeszcze trwała „walka” z pozostałościami zimy, dźwięczny głos skowronków oznajmiał nadejście wiosny. Szybko osuszały się przydomowe działki i ruszała praca nad ich uprawą. Najszybciej budził się do życia najlepiej zachowany obszar środowiska naturalnego nad rzeką Mierzawą. Trawa się zieleniła, a zaraz potem całą łąkę pokrywały żółte kwiaty kaczeńców. W lasach Gródka i Tarni zakwitały białe przylaszczki i modre fiołki. Ale najgwałtowniejsze ożywienie natury następowało na brzegach rzeki: gniazd budowały czajki, kaczki-cyranki, wodne kurki, a na źer przylatywały bociany, gdyż z przybrzeżnych wodnych norek wypełzało mnóstwo żab. Potem w trzcinie zagnieżdżały się szpaki. Te awanturnicze ptaki urządzały między sobą stałe bitwy – z łopotaniem skrzydłami głośnym ćwierkaniem.

Brzegi rzek i „oczek” – sadzawek gęsto obsiadali wędkarze – brać kolejarska, dla której był to najlepszy relaks po wyczerpującej służbie, szczególnie nocnej. Podczas ferii szkolnych i wolnych od nauki dni – zapałem w łowieniu ryb dorównywała im uczniowska młodzież.

Ryb w tych sędziszowskich akwenach było na wiosnę mnóstwo, a wygłodniałe po zimie – łatwo dawały się złowić na przynętę. W rzece łowiono: klenie, płocie, okonie i kiełbe - małe szczupaki. Złowienie szczupaka było jednak nielada sztuką, toteż udawało się to tylko bardzo doświadczonym wędkarzom. A gdy trawa podrosła, na łące wypasano stada gęsi, kozy i krowy. Na przydomowych ogródkach trwał siew nasion warzyw i kwiatów. Od maja Gródek, jak mawiano, zamieniał się w pachnący, kwiatowy ogródek. Rozkwitały krzewy liliowego bzu, a później w ogródku Kowalczewskich kwitł biały pachnący jaśmin, ale najsilniejszy wonny zapach rozchodził się wieczorem z kwiatów maciejki, uprawianej prawie w każdym ogródku. Na łące biało było od rozkwitłych stokrotek, żółciły się kwiaty mniszka, a na podmokłych miejscach – niebieskie, wonne niezapominajki. Wieczorami, „po rosie”, chłodny wietrzyk niósł – równocześnie z zapachem kwiecia i traw – przyjemny dla ucha rechot i kumkanie żab.

Po mroźnych zimach przychodziły upalne i suche lata: raj dla odpoczywającej na wakacjach młodzieży i tłumnie przybyłych wczasowiczów, nazywanych wtedy „letnikami”. Bywało, że liczba przyjezdnych „mieszczuchów” przewyższała liczbę mieszkańców Sędziszowa.

Do Gródka przyjeżdżały przede wszystkim rodziny kolejarzy i górników ze Śląska. Zachętą do spędzania urlopu w Sędziszowie był, między innymi, niezwykle dogodny dojazd z Katowic, Krakowa i Kielc koleją – najbardziej wówczas popularnym i nowoczesnym środkiem lokomocji. Stacja Sędziszów była uprzywilejowana: zatrzymywały się na niej nawet pociągi pośpieszne i ekspresowe. Duże znaczenie miały też niższe niż gdzie indziej koszty zakwaterowania i wyżywienia. Ale nade wszystko najważniejsza była opinia, jaką cieszył się Sędziszów; miejsce o doskonałych właściwościach środowiska naturalnego, korzystnie wpływającego na poprawę stanu zdrowia. Czyste powietrze, duże nasłonecznienie, suchy piasek, łąka, las i rzeka stanowiła doskonałe warunki dla rekreacji, a nawet leczenia.

Nie brakowało możliwości godziwego relaksu i wypoczynku: spacery po łące i lesie, Plażowanie na wygrzanym piasku, kąpiel w rzece i stawie. Kobiety upodobały sobie Plażowanie i kąpiele w rzece koło młyna Rybkowskiego i, co jest warte przypomnienia, Kąpały się w koszulach, gdyż na początku lat trzydziestych kostiumy kąpielowe nie były Jeszcze powszechnie używane. Spacery po lesie łączono ze zbieraniem grzybów, jagód i orzechów.

Letnicy przywozili ze sobą sprzęt sportowy: piłki do gry w siatkówkę, piłkę nożną, rowery.

Na wytyczonym suchym miejscu łąki organizowano zawody sportowe. Obok gry w dwa ognie, siatkówkę i palanta, bardzo dużym powodzeniem cieszyła się modna już wtedy gra w piłkę nożną. Ale z tą powszechnie lubianą grą młodzież miała poważne kłopoty: rodzice oponowali przeciwko rozgrywaniu meczów w skórzanych butach, gdyż po kilku rozgrywkach pozostawały z nich strzępy, zaś kupno nowego obuwia stanowiło poważny wydatek w budżecie domowym. Rozwiązanie były pojawiające się na rynku trampki: parciane pantofle z gumową podeszwą czeskiej firny „Bata” . Ale gra w trampkach nie sprawiała satysfakcji, dlatego też spory z rodzicami nie cichły.

Od kiedy dostępne w handlu stały się rowery „balonówki”, letnicy przywozili je ze sobą i organizowaliśmy niezwykle popularne wycieczki rowerowe. Tata kupił mi rower w 1935 r. i od tego momentu odbywałem wyprawy nawet do okolicznych miejscowości. Obowiązkowy był rajd w sierpniu do Wodzisławia na powitanie oddziałów „Strzelca”, maszerujących „Szlakiem Kadrówki” z Krakowa do Kielc.

Nie brakowało też innych atrakcji niedziele w Gródku odbywały się zabawy taneczne i loterie fantowe, strzelanie z broni śrutowej, biegi na przełaj. W mieszkaniach, przy muzyce z płyt odbywały się potańcówki w gronie przyjaciół.

Szczególnie zabawne były loty stada szpaków przed zachodem słońca. To ich szybowanie w dół i w górę po obwodzie koła, elipsy, ósemki czy innych esów - floresów było oglądane z niezwykłą ciekawością. W 1939 r. usiłowano nawet wróżyć z kształtu z tych figur szczęśliwą przyszłość, szukając pocieszenia przed zbliżającym się dziejowym kataklizmem. Miał też Sędziszów swój hejnał, skomponowany i grany przez Janka z muzykalnej rodziny Molendów. W każdy letni wieczór Janek stawał przed budynkiem parowozowni i dął w trąbkę, słychać go było w całym Sędziszowie.

Wacław Cichocki

Produkcja i hosting: ZETO-RZESZÓW Strony www - Strony internetowe - Aplikacje internetowe - Sklepy internetowe - Portale korporacyjnezeto
[ZAMKNIJ] Nowe zasady dotyczące cookies. W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies.