Jesteś tutaj:
Sędziszów - Czasy szkolne w II Rzeczypospolitej
W Sędziszowie były dwie szkoły powszechne: siedmioklasowa szkoła w piętrowym budynku kolejowym na obecnej „skarpie” i pięcioklasowa w parterowym budynku Urzędu Gminy Sędziszów naprzeciw kościoła parafialnego.
W obydwu szkołach uczyli doświadczeni pedagodzy, sercem i duszą oddani kształceniu młodzieży. Kierownikiem siedmioklasowej szkoły, do której uczęszczałem, był pan Szwaczko, nauczycielem języka polskiego pan Jędrzejowski, historii i języka niemieckiego pan Żołna, przyrody i geografii pan Ciągło, a matematyki, fizyki, rysunku i robót ręcznych pan Wincenty Remion. Nasi pedagodzy łączyli naukę z zajęciami praktycznymi. Nie szczędzili wysiłku, ani nie ograniczali swej pracy do ustawowych godzin. Byli z uczniami od rana do wieczora. W szkole panowała przyjazna i serdeczna, rzec by można, rodzinna atmosfera. Uczniowie lubili swoją szkołę i chętnie w niej przebywali, nawet po godzinach lekcyjnych, korzystając z czytelni, ucząc się śpiewu i uczestnicząc w zajęciach sportowych. Wyniki pracy pedagogów były wysoko oceniane przez władze oświatowe, a szkoła – wyróżniana spośród wszystkich gminnych szkół powiatu jędrzejowskiego. Efektem właściwego przygotowania sędziszowskich absolwentów były pozytywnie zdawane przez nich egzaminy wstępne do państwowych szkół średnich w Kielcach, Radomiu i Katowicach.
Do siedmioklasowej szkoły powszechnej w Sędziszowie uczęszczało najwięcej dzieci z rodzin kolejarskich, mieszkających na terenie lub w pobliżu węzła kolei, w Gródku i Bąkowcu. Dla nich kolejnictwo było najważniejszym obiektem zainteresowania, najpierw podczas spacerów z rodzicami w okolicach torowisk, a później podczas bieganiny po szynach i zabawy w chowanego w odstawionych na bocznicę wagonach.
Najczęściej zaczynały edukację od rysowania i malowania wagonów, parowozów, semaforów i budynków stacji, parowozowni i pompowni. A potem – ciekawość rozszyfrowania napisów i stale powtarzających się terminów i nazw związanych z ruchem pociągów, sprzyjała uczeniu się czytania i pisania. Ponadto, panujący w rodzinach kolejarzy etos służby i pracy na kolei był zachętą do nauki. Rodzice, których pragnieniem było przygotowanie dzieci do założenia w przyszłości munduru kolejarza tłumaczyli, że kolej – ważna instytucja państwowa – zapewni im stałą pracę i lepsze zarobki, umożliwiające wyższy standard życia. Wiele udogodnień, w tym 50% zniżka czesnego, pozwalała na kształcenie dzieci w szkołach średnich i wyższych.
Kierownik szkoły Jan Szwaczko był z wykształcenia historykiem i muzykologiem. Doświadczony organizator, bardzo kulturalny pedagog cieszył się uznaniem wśród młodzieży i rodziców; zawsze pogodny, choć niekiedy porywczy i skłonny do „targania” za uszy. Ubolewał, że z powodu braku funduszy została rozwiązana orkiestra szkolna. Starał się więc w innej formie prowadzić zajęcia z uzdolnioną muzycznie młodzieżą: uczył gry na skrzypcach i trąbce, prowadził lekcje śpiewu i zorganizował szkolny chór. Wielką radość sprawił całej szkole gdy kupił odbiornik radiowy – superheterodynę marki Philips, zasilaną prądem z akumulatora. Teraz już w szkole stale rozbrzmiewała muzyka. W pogodne dni pan kierownik ustawiał aparat w otwarty oknie, a siedząc na trawniku szkolne bractwo słuchało kapeli Feliksa Dzierżanowskiego, orkiestry pod batutą Stefana Rachonia, pogadanek oświatowych i sztuk teatralnych. Najwięcej słuchaczy maiły sprawozdania z międzynarodowych meczów piłki nożnej z udziałem naszej reprezentacji.
Kierownik szkoły Jan Szwaczko był z wykształcenia historykiem i muzykologiem. Doświadczony organizator, bardzo kulturalny pedagog cieszył się uznaniem wśród młodzieży i rodziców; zawsze pogodny, choć niekiedy porywczy i skłonny do „targania” za uszy. Ubolewał, że z powodu braku funduszy została rozwiązana orkiestra szkolna. Starał się więc w innej formie prowadzić zajęcia z uzdolnioną muzycznie młodzieżą: uczył gry na skrzypcach i trąbce, prowadził lekcje śpiewu i zorganizował szkolny chór. Wielką radość sprawił całej szkole gdy kupił odbiornik radiowy – superheterodynę marki Philips, zasilaną prądem z akumulatora. Teraz już w szkole stale rozbrzmiewała muzyka. W pogodne dni pan kierownik ustawiał aparat w otwarty oknie, a siedząc na trawniku szkolne bractwo słuchało kapeli Feliksa Dzierżanowskiego, orkiestry pod batutą Stefana Rachonia, pogadanek oświatowych i sztuk teatralnych. Najwięcej słuchaczy maiły sprawozdania z międzynarodowych meczów piłki nożnej z udziałem naszej reprezentacji.
Radioodbiornik lampowy znajdujący się w naszej szkole był pierwszym i długo jedynym tego typu radiem w Sędziszowie. Natomiast w wielu domach, również moim zaczęły pojawiać się radia kryształkowe: drewniane skrzynki z kryształkiem kwarcu w środku i stykającymi się z nimi dwoma drucikami połączonymi ze słuchawkami. To całe urządzenie, podłączone do anteny na dachu i uziemieniem, pozwalało – sprzyjającej pogodzie – na całkiem niezły odbiór audycji. A gdy chciało ich słuchać kilka osób, wówczas układało się słuchawki zwrócone do siebie membranami na głęboki talerzu. Dzięki takim zabiegom, wieczorami można było nawet usłyszeć „Wesołą Lwowską Falę”.
Pan Szwaczko był również zamiłowanym działaczem społecznym. Zorganizował w budynku szkolnym wykłady dla młodych rolników w ramach Uniwersytetów Ludowych i kursy oświatowe dla kobiet wiejskich.
Od pierwszych dni okupacji był śledzony i szykanowany przez gestapo, a w 1941 r. aresztowany i zamordowany w obozie koncentracyjnym.
Polonistą w szkole był pan Jędrzejowski, rygorystyczny nauczyciel, uznający naukę języka polskiego za najważniejszy przedmiot w szkole. A za najlepszy sposób uczenia się języka polskiego uznawał czytanie na głos. W prowadził więc, od pierwszej do ostatniej klasy, kwadrans czytania na głos na każdej lekcji fragmentów przerabianych lektur. Pamiętam powszechną wesołość ogarniającą uczniów trzeciej klasy podczas czytania „O dwóch takich co ukradli księżyc” Makuszyńskiego, zainteresowanie nowelkami Prusa i Sienkiewicza w klasie czwartej, „Trylogią” i „Krzyżakami” w piątej. W szóstej największym zaszczytem dla wyznaczonych szczęśliwców było czytanie fragmentów „Pana Tadeusza” z egzemplarza oprawionego w skórę, z ilustracjami Michała Andrilli’ego.
Pan Jędrzejowski nie lubił klasówek. Był natomiast gorącym zwolennikiem pisemnych prac domowych, zadawał je więc nam bardzo często. Tematami tych wypracowań były na ogół opisy i wrażenia z wycieczek czy obchodów różnych świąt. Ale najbardziej ulubionym tematem, szczególnie pobudzającym wyobraźnię, było przedstawienie dalszych losów bohaterów przeczytanych książek. Szczególną uwagę poświęcał pan Jędrzejowski gazetkom szkolnym.
Gazetka ścienna – zawieszana na tablicy – redagowana była przez każdą klasę. Składały się na nią rysunki wykonane własnoręcznie przez uczniów oraz pisane przez nich różne wiadomości i informacje. Drugą gazetkę, odbijaną na powielaczu w kilkunastu egzemplarzach, redagował zespół uczniów z wyższych klas.
Tu drukowano najlepsze prace uczniów, tu m.in. Krystyna Wyrzykowska umieszczała swoje wiersze, ja prowadziłem „kącik” przyrodniczy, a o szatę graficzną dbali Edward Latko i Marian Zegadło.
Biblioteka szkolna była nieźle zaopatrzona w lektury i książki wybranych autorów z polskiej klasyki. Czytelnia prenumerowała „Płomyczek” i „Płomyk”.
Historii i – od piątej klasy – języka niemieckiego uczył pan Żołna: wysoki, kościsty mężczyzna, zawsze pogodny i uśmiechnięty. Wykłady z historii ilustrował oleodrukami obrazów Matejki, Kossaków i innych artystów, malujących sceny batalistyczne. Wykładał bardzo ciekawie i z dużą swadą. W czasie okupacji organizował Bataliony Chłopskie, walczył w partyzantce, a po wyzwoleniu został mianowany starostą powiatu jędrzejowskiego.
Doskonałym pedagogiem i działaczem społecznym dużego formatu był Wincenty Remion, absolwent Seminarium Nauczycielskiego w Jędrzejowie i słuchacz Wyższych Kursów Pedagogicznych w Warszawie. Uczył matematyki, fizyki, rysunku i robót ręcznych. Był nauczycielem niezwykle wymagającym, a efektem jego pracy były pozytywne oceny uczniów zdających do szkół średnich.
Historii i – od piątej klasy – języka niemieckiego uczył pan Żołna: wysoki, kościsty mężczyzna, zawsze pogodny i uśmiechnięty. Wykłady z historii ilustrował oleodrukami obrazów Matejki, Kossaków i innych artystów, malujących sceny batalistyczne. Wykładał bardzo ciekawie i z dużą swadą. W czasie okupacji organizował Bataliony Chłopskie, walczył w partyzantce, a po wyzwoleniu został mianowany starostą powiatu jędrzejowskiego.
Doskonałym pedagogiem i działaczem społecznym dużego formatu był Wincenty Remion, absolwent Seminarium Nauczycielskiego w Jędrzejowie i słuchacz Wyższych Kursów Pedagogicznych w Warszawie. Uczył matematyki, fizyki, rysunku i robót ręcznych. Był nauczycielem niezwykle wymagającym, a efektem jego pracy były pozytywne oceny uczniów zdających do szkół średnich.
Z jego inicjatywy powstały w szkole warsztaty: stolarski i krawiecki. Chłopcy wyrabiali z desek i dykty szczotki, wieszaki, kasetki i ozdobne ramki; dziewczęta szyły jakieś części garderoby, cerowały i haftowały.
Wykładał też pan Remion w Szkole Rolniczej w Rożnicy i bardzo dużo czasu poświęcał pracy społecznej. Wspólnie z panem Kurkowskim – sekretarzem gminy – założyli Spółdzielnie Mleczarską w Gródku: zlewnie mleka, wytwórnie masła i serów. Pracował także fizycznie w gospodarstwie rodzinnym i w nim też szkolił młodzież wiejską.
Jako działacz społeczny znany był w całym powiecie. Od początku okupacji policja niemiecka bardzo się nim interesowała. Ostrzeżony na czas przez przyjaciół przed aresztowaniem, zdołał się na szczęście ukryć. Na obcych papierach pod zmienionym nazwiskiem i zmienionym wyglądem (zapuścił sumiaste wąsy) pracował w gospodarstwie rolnym w Lubczy jako robotnik (parobek) i szczęśliwie doczekał wyzwolenia. Wyjechał na Ziemie Odzyskane organizować polskie szkolnictwo. Został dyrektorem pierwszego we Wrocławiu gimnazjum i to zaszczytne stanowisko piastował do emerytury.
Wielkim przyjacielem młodzieży, wychowawcą i opiekunem harcerzy był harcmistrz Ciągło. Nigdy nie rozstawał się z harcerskim mundurem Krzyżem ze złotą lilijką. Był prawdziwym tytanem pracy, przy tym bardzo często odbywały się na łonie natury: nad Mierzawą, w lasach Gródka i Tarni, a nawet na polu. Słuchaliśmy wówczas, na przykład, ciekawego wykładu o pędrakach, larwach chrabąszczy podczas jesiennej orki. Lekcje przyrody prowadzone w klasie, były ilustrowane przez pana Ciągłę barwnymi rysunkami na tablicy. Rysunki były wykonywane tak artystycznie i tak podobały się uczniom, że żal im było ścierać je po lekcji z tablicy.
Pan Ciągło polecał nam prowadzić dzienniczki. Notowaliśmy w nich nasze obserwacje, dotyczące zjawisk zachodzących w przyrodzie wiosną i jesienią. Na wiosnę fascynowały na rozkwitające na łąkach żółte kaczeńce, potem białe stokrotki i niebieskie niezapominajki; ciekawiły przyloty czajek, wodnych kurek i bocianów na żer, gdy z ciepłych norek powychodziły żaby i składały na płytkiej wodzie jaja (skrzek), z których wylęgały się kijanki. Jesienią dzienniczki zapełniał się barwnymi rysunkami opadających liści dębów, klonów, kasztanów i wiązów, zmieniających swą barwę: od zgniłej zieleni, poprzez wszystkie odcienie żółci i brązu do szaro-granatowej.
Bardzo interesująco prowadził pan Ciągło również lekcje geografii. Zalecał nam rysowanie i malowanie map oraz klejenie z kartonu globusów. Uczniowie prześcigali się w dokładnym i artystycznym ich wykonaniu. Pamiętam, że Edward Latko namalował mapę Europy tak barwnie i ze wszystkimi szczegółami, że trudno ją było odróżnić od mapy z atlasu Romra.
Z niezwykłą pasją i zaangażowaniem opiekował się harcmistrz Ciągło harcerstwem. Należeli do niego prawie wszyscy uczniowie czwartej klasy. To ono od tego momentu, w dużej mierze, kształtowało ich osobowość, uczyło dyscypliny i porządku, budowało więzi koleżeństwa i przyjaźni, budziło umiłowanie natury. Nade wszystko, harcerstwo było kolebką patriotyzmu i wychowania obywatelskiego. Stąd wynikała ogromna dbałość ze strony szkoły i rodziców o czynny udział harcerzy w obchodach świąt narodowych: 3 Maja – Święta Konstytucji, 15 sierpnia – Święta Wojska Polskiego upamiętniającego „Cud nad Wisłą”, 11 listopada – Święta Niepodległości oraz udział w świętach kościelnych: Bożego Narodzenia, Wielkanocy i Bożego Ciała.
Każde święto narodowe było również świętem państwowym, dniem wolnym od pracy obchodzonym bardzo uroczyście, z powagą ale i radością, wynikającą z możliwości świętowania w wolnej i niepodległej ojczyźnie. Podkreślano przy każdej okazji odpowiedzialność rodziców i szkoły za wychowanie pierwszego pokolenia urodzonego w wolnej Polsce na światłych, prawych, miłujących swój kraj obywateli. Nastrój świąteczny podkreślały biało-czerwone flagi i emblematy Orła Białego zawieszone na wszystkich budynkach użyteczności publicznej. Obchody rozpoczynały się uroczystą mszą odprawianą w kościele parafialnym przez proboszcza księdza kanonika Pałczyńskiego. Służyli do niej harcerze znający łaciński tekst ministrantury. Po mszy odbywała się defilada przed budynkiem Urzędu Gminy Sędziszów. W zwartych kolumnach maszerowali kolejarze, strażacy i harcerze, gorąco oklaskiwani przez licznie zgromadzonych mieszkańców. Potem w Remizie Straży Pożarnej odbywała się akademia, organizowana i aranżowana przez harcmistrza Ciągłę. Zazwyczaj występował wówczas chór kolejarzy, orkiestra strażacka, czasem kapela Ostrowskiego z Piły, a drużyny harcerskie wystawiały sceny historyczne, przypominające genezę obchodzonego święta i deklamowały wiersze patriotyczne. Podczas obchodów święta 3 Maja odbywał się także festyn w lesie Gródka z tańcami loterią fantową organizowaną przez harcerzy. Na fanty mieszkańcy Sędziszowa chętnie przeznaczali różne przedmioty, także króliki i kury, ale najatrakcyjniejszym fantem było prosię, tradycyjnie przekazywane na ten cel przez państwa Kamińskich – właścicieli sędziszowskiego majątku.
Do Świąt Bożego narodzenia harcerze przygotowali się już od jesieni. Odbywały się próby jasełek, szyto stroje, malowano i klejono dekoracje. Po feriach świątecznych urządzano w szkole tradycyjną choinkę. Wysoki do sufitu świerk ozdabiano aniołkami, pajacami i zwierzątkami z kolorowego papieru, karbowanej bibuły i wydmuszek jajek. Całe drzewko oplatano łańcuchami z bibuły i słomy.
Jasełka wystawiano w Remizie Strażackiej w reżyserii pana Ciągły. Wiele emocji wywoływał zawsze wybór osób do obsadzania poszczególnych ról, gdyż każdy chciał być artystą. Publiczności zawsze najbardziej podobały się postaci Matki Boskiej, Heroda i Diabła oraz Szopka Betlejemska.
Uroczystości obchodów Świąt Wielkanocnych rozpoczynały się w Wielki Piątek i były dla harcerzy ważnym przeżyciem. Oprócz udziału w nabożeństwie, każdy z harcerzy pełnił półgodzinną wartę przy Grobie Chrystusa. Stanie w całkowitym bezruchu w pozycji na baczność, wymagało dużego napięcia, koncentracji, siły woli. Istniała obawa przed poruszeniem się, nawet omdleniem. Nic kłopotliwego na szczęście się nie przydarzyło, ale emocji nie brakowało.
Rezurekcja – uroczyste nabożeństwo z procesją w Wielką Niedzielę, wczesnym rankiem, na pamiątkę Zmartwychwstania Chrystusa – gromadziło każdego roku tłumy mieszkańców parafii Sędziszów. Bywało że uczestnicy procesji nie mieścili się na placu wokół kościoła. Harcerze bardzo czynnie pomagali w utrzymaniu porządku. Po nabożeństwie, na placu przed budynkiem Urząd Gminy, wszyscy spotykali się, witali, składali sobie życzenia świąteczne. W atmosferze ogólnej wesołości – ukłony, uściski i „całuski” mieszały się z głośnym śmiechem, okrzykami radości i oklaskami. A później tworzyły się mniejsze grupy, w których znajomi dzielili się nowinkami i wzajemnie podziwiali swoje wiosenne stroje. Grupa kolejarzy podróżujących służbowo po kraju, a nawet wyjeżdżających za granicę, dzieliła się najnowszymi wiadomościami z oblegającymi ich licznie słuchaczami. Dzieci i młodzież tłumnie gromadziła się wokół żołnierzy, przebywających na świątecznym urlopie. Mundur wojskowy był niezwykle ceniony i szanowany, a ogromną ciekawość młodych ludzi budziły oznaki poszczególnych rodzajów broni i formacji wojskowych, barwy otok rogatywek i okrągłych czapek. Z zainteresowaniem odczytywali na pagonach numery jednostek wojskowych i dopytywali się o miejsca ich zakwaterowania.
Największą radość starszej młodzieży sprawiało dokładne obejrzenie lub wzięcie do rąk szabli ułana, bagnetu piechura, kordzika lotnika i marynarza.
W święto Bożego Ciała, w parku majątku Kamińskich harcerze budowali ołtarz, a harcerki układały kobierce kwiatowe wzdłuż całej alejki, od bramy do ołtarza. Radośnie i wesoło świętowała młodzież odpust w parafii św. Piotra i Pawła 29 czerwca. Była to zawsze wielka uroczystość kościelna z udziałem biskupa, a także festyn ludowy na rynku, który gromadził młodzież nie tylko z Sędziszowa ale i z okolicznych wsi. Były karuzele, huśtawki, kramy z zabawkami, obwarzankami i słodyczami. Największym powodzeniem cieszyły się lody.
Harcmistrz Ciągło – zwierzchnik drużyn harcerskich – nie rozstawał się także po lekcjach ze swymi podopiecznymi. Na podwórku rodzinnej posesji urządził plac zabaw i gier sportowych, a w jednym z budynków – warsztat stolarski. Na placu odbywały się zawody lekkoatletyczne: skoki w zwyż, w dal, rzuty, gry w dwa ognie i palanta. W warsztacie stolarskim harcerze zbudowali łódź, ku wielkiej radości obydwu drużyn. Teraz, zamiast w baliach, zawody pływackie na Mierzawie odbywały się w prawdziwej łodzi. A na pamiątkę rozpoczęcia zawodów w 1930 roku, drużyny harcerskie sfotografowały się w łodzi, stojącej na Mierzawie na wprost szkoły.
Rodzice obdarzali pana Ciągłę wielkim szacunkiem, odnosili się z wdzięcznością do jego opiekuńczej i pedagogicznej działalności, wspomagali finansowo wszelkie akcje, prowadzone przez drużyny harcerskie. Kupili m.in. niewielki namiot i wyposażenie kuchni polowej, to też w każdym wolnym od zajęć szkolnych czasie, drużyny biwakowały w lesie na Tarni. Tam zdobywano harcerskie sprawności, ćwiczono marsze na orientację, bawiono się w podchody, śpiewano harcerskie i patriotyczne pieśni.
Podczas wakacji drużyny wyjeżdżały na obóz do Ojcowa, malowniczej miejscowości w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. W otoczeniu pięknych wapiennych gór, skał i grot, w dolinie Prądnika bogatej w okazy flory i fauny, u stóp Pieskowej Skały z zamkiem zwanym „drugim Wawelem” odbywała się w naturalnych warunkach nauka przyrody, geografii i historii. Na pamiątkę pobytu w Ojcowie w 1931 r. drużyny sfotografowały się przed Grotą Łokietka.
Od początku lat 30-tych XX wieku coraz liczniejsza grupa dzieci, w większości z rodzin kolejarskich, kończyła szkołę powszechną i rozpoczynała naukę w gimnazjach i technikach. Najwięcej młodzieży uczyło się w szkołach kieleckich. Żadna z nich nie posiadała internatu, a opłata za stancję w Kielcach przewyższała możliwości finansowe rodzin kolejarskich. Jedynym więc rozwiązaniem były codzienne dojazdy do szkoły pociągiem. W tym celu dyrekcja kolei przeznaczyła dla młodzieży specjalny wagon szkolny, kurujący na trasie Sędziszów – Kielce, doczepiany do pociągu, odjeżdżającego z Sędziszowa o godzinie piątej i powracającego do Sędziszowa o siedemnastej. Był to rosyjski wagon z XIX wieku, wyremontowany i częściowo przystosowany do odrabiania lekcji. Ogrzewała go para z lokomotywy, a oświetlały lampy karbidowe. Konduktorzy bardzo dbali o możliwie najlepsze ogrzanie i oświetlenie wagonu, poczuwali się też do troskliwej opieki nad młodymi pasażerami: byli serdeczni i służyli pomocą, ale też starali się utrzymać dyscyplinę. W rzeczywistości czytanie było możliwe tylko podczas długich dni, przy naturalnym świetle, a pisanie w ogóle nie wchodziło w grę, gdyż wagon trząsł się podczas jazdy. Można więc było odrabiać tylko lekcje pamięciowe: uczyć się słówek języków obcych i wierszy.
Aby sprostać wymaganiom, stawianym przez szkołę i wykazać się postępami w nauce, trzeba było być zdyscyplinowanym, mieć silną wolę i pragnienie zdobywania wiedzy. Aby zdążyć na pociąg, trzeba było wstawać najpóźniej o godz. 4.30, a po powrocie do domu o godz. 17.30 – zjeść obiad, przy naftowej lampie odrobić pisemne lekcje, przeczytać zadane lektury i najpóźniej o godz. 20.00 pójść spać.
Najgorsze były jesienie i zimy, bo wyjeżdżało się z domu i wracało ze szkoły w nocy. A gdy niebo zakrywała gęsta warstwa chmur – wokół zalegała taka ciemność, że na odległość wyciągniętej ręki było widać zaledwie zarysy osoby lub przedmiotu. Niebezpieczne było wówczas przechodzenie przez nieoświetlone tory i lawirowanie między wagonami, stojącymi na bocznicy.
Nauka w szkole odbywała się przez 6 dni w tygodniu, toteż wyspać się można było tylko w niedzielę. Ale jedynie teoretycznie, bo trzeba było zdążyć na poranną mszę, otrzymać od księdza podpis w dzienniczku i potem pokazać go szkolnemu katechecie. W lecie życie stawało się o wiele łatwiejsze. Przy umiejętnym zorganizowaniu sobie pracy, można było wygospodarować czas na zabawę i grę w piłkę nożną.
Historycznym wydarzeniem w życiu mieszkańców Sędziszowa był przejazd z Warszawy do Krakowa konduktu żałobnego z trumną Marszałka Józefa Piłsudskiego. Marszałek zmarł 12 maja 1935 r. w Belwederze. Cały naród okrył się żałobą. Odwołano wszystkie imprezy kulturalne i zawody sportowe. Odbywały się natomiast patriotyczne wiece i manifestacje, zebrania i prelekcje na temat zasług Marszałka w odzyskaniu niepodległości. Wiele kobiet, podobnie jak po Powstaniu Styczniowym, przywdziało czarne kapelusze z zasłaniającymi twarz woalkami. Składały w ten sposób hołd Marszałkowi i żyjącym jeszcze bohaterom Powstania, do których Marszałek odnosił się z wielką czcią.
Uroczystości żałobne rozpoczęły się w Belwederze, skąd kondukt żałobny pomaszerował do katedry, a po nabożeństwie – do Zamku Królewskiego. Podczas ceremonii pożegnalnej przemawiał Prezydent Ignacy Mościcki.
Z Dworca Głównego trumna na lawecie wyruszyła specjalną platformą w ostatnią podróż Marszałka do ukochanego Krakowa. Wzdłuż całej trasy przejazdu pociągu, zgromadzone tłumy – ze smutkiem i żalem, z powagą i w ciszy – żegnały ukochanego Wodza. Mieszkańcy Sędziszowa i okolicznych wsi już wieczorem zgromadziły się na peronie i całym torowisku przed dworcem. Pociąg przybrany girlandami z kwiatów i emblematami narodowymi, przejechał przez Sędziszów o świcie, a brzask wschodzącego słońca jeszcze bardziej wzmacniał atmosferę niezwykłości uroczystego przejazdu. Trumnę okrywała flaga państwowa z generalskim szamerunkiem, wieńce z białych i czerwonych kwiatów. Wartę pełnili oficerowie – szwoleżerowie i legioniści – towarzysze z czasu walk o niepodległość. Cała platforma podświetlona reflektorami, wyglądała jak sceniczna rampa, na której odgrywała się wielka i ważna karta historii. Gdy pociąg powoli i majestatycznie przejeżdżał przed dworcem, zwarte kolumny kolejarzy, strażaków i harcerzy oddały, w pozycji na baczność, honory Marszałkowi za miłość do miasta. Uroczystości trwały kilka dni. Marszałek spoczął na Wawelu w krypcie św. Leonarda, pochowany w srebrnej trumnie ze szklanym wiekiem, przez które widać go było w szarym, legionowym mundurze. Wycieczki z całej Polski odwiedzały go tłumnie aż do wybuchu wojny. Ja również byłem dwa razy uczestnikiem takiej wycieczki, razem z całą klasą z Gimnazjum im. Stefana Żeromskiego w Kielcach.
Wacław Cichocki
Wrocław, kwiecień/maj 2007 r.
Wrocław, kwiecień/maj 2007 r.