Jesteś tutaj:
Sędziszów - Sędziszowscy Żydzi (1918 - 1943)

Żydzi - rozproszona wspólnota etniczna przekonana o wyjątkowości własnego pochodzenia, zaczęła się osiedlać na Ziemiach Polskich, jak zanotowano w historycznych annałach, już w XIII wieku. W XV wieku, korzystając z licznych  uprawnień, żydzi angażowali się w prowadzoną przez szlachtę gospodarkę folwarczną. Brali w arendę karczmy, młyny i gorzelnie a także pośredniczyli w handlu płodami rolnymi.

Właściciele Sędziszowa posiadali w tym czasie w swoim folwarku 3 karczmy i 2 młyny, przypuszczalnie dzierżawione przez Żydów, osiadłych już na ich terenie. I tak działo się przez wieki, gdyż jeszcze w dwudziestych latach XX wieku w sędziszowskim rynku istniała restauracja arendarza Berlińskiego.

W niepodległej Polsce Żydzi stanowili około 10% ludności kraju i w takiej proporcji utrzymywał się skład mieszkańców Sędziszowa. Mimo swojej odrębności w mowie, zachowaniu i ubiorze, Żydzi nie stanowili jakiejś osobliwości dla ludności polskiej. Ich obecność była dla większości Polaków zgodna z porządkiem codziennego życia. Stykano się z nimi na co dzień, korzystano z ich usług handlowych i zasobów materialnych. Żydzi na ogół byli grzeczni i uprzejmi, a wobec władzy, ludzi zamożnych i inteligencji nawet usłużni.

Wartość duchowa kultury żydowskiej wyrażała się w obyczajach świątecznych i rygorystycznym przestrzeganiu tradycyjnych zwyczajów. Mimo rozproszenia - paradoksalnie to utrzymywało ich w jedności. A dla zachowania żywej wiary istotne miało znaczenie kultywowanie wszelkich rytuałów. Istniała przy tym zawsze tajemniczość w ich przygotowaniu i niezwykła staranność w ich wykonywaniu, a ich symbolika - zupełnie niezrozumiała dla katolików - budziła ich zainteresowanie i ciekawość.

Do modlitwy Żydzi okrywali się tałesem - białym szalem w czarne pasy z frędzlami. Na głowę wkładali jarmułkę - czapkę rondelkowatego kształtu lub pilśniowy czarny kapelusz z szerokim rondem. Do przedramienia i do czoła przywiązywali rzemiennym trokiem filakterie - skórzane pudełeczka zawierające modlitewne wersety.

Cotygodniowe święto Szabat rozpoczynało się w piątek wieczorem modlitwa, najczęściej w bożnicy, lub grupowo w jednym z mieszkań. Zapalano menorę - siedmioramienny świecznik, otwierano Talmud - świętą księgę prawa mojżeszowego i kiwając się, szeptem lub półgłosem, czytano przeznaczone na ten dzień ustępy. Ceremoniał, który zachował się prawie niezmieniony od starożytności, był domeną wyłącznie mężczyzn. Kobiety tylko przygotowywały miejsce uroczystości i zapalały świece. Szabat trwał do soboty wieczór i kończył się również wspólną modlitwą. W czasie szabatu istniał zakaz rozpalania ognia. Spożywano tylko pokarmu rytualne: macę - placek ze specjalnego gatunku pszenicy wypiekany na gorącej blasze i koszerne mięso wołowe lub drobiowe, najczęściej gęsie, które uważano za specjalny przysmak.

Koszerne mięso pochodziło z rytualnego uboju, dokonywanego przez szechtera w obecności rabina, a rytuał polegał na całkowitym oczyszczeniu mięsa z krwi. Spożywano  też solone śledzie i ryby przyrządzane na słodko, a potrawy popijano wódką lub winem. Rybę „po żydowsku” i wódkę „pejsachóowkę” Polacy włączyli do swojego menu.

Większość dorocznych świąt żydowskich wywodziło się z czasów antycznych, a ceremoniał obrzędów liturgicznych dotyczył przeważnie czczenia pamięci ważnych wydarzeń w życiu narodu. Miały one charakter świąt radosnych i szacunku dla zjawisk zachodzących w naturze, ale poprzedzone były okresem wielu wyrzeczeń. Cykl roczny rozpoczynało Pesach - święto wiosny, w którym połączono dwie tradycje: pasterski obyczaj witania wiosny i wspomnienie udanej ucieczki z Egiptu. Przygotowania wiązały się z gruntownymi porządkami wiosennymi, także z 8 dniowym postem, podczas którego Żydzi mogli spożywać tylko macę. Najważniejszym punktem świątecznych uroczystości była wystawna uczta złożona z koszernej baraniny, pieczonych w popiele jajek, jabłek, orzechów, migdałów. Wszystko to popijano winem czerwonym lub pejsachówką.

W lecie ważnym świętem był Szawot - Święto plonów obchodzone dla przypomnienia  rolniczego pochodzenia żydów, a zarazem upamiętniające  nadanie Dekalogu na Górze Synaj.

Jesienią obchodzono bardzo ważne Święto Szałasów, zwane też Kuczkami - dla upamiętnienia wędrówki  przez pustynię po ucieczce z Egiptu. Przebieg świętowania Kuczek mogłem obserwować osobiście, gdyż obchodzili je corocznie dwaj chasydzi, mieszkający w Gródku w domu o wspólnym z nami podwórku. Przy ścianie domu ustawiali rodzaj altany (szałasu) zbudowanej z obrzynków desek o ażurowych ścianach, przykrytej gałęziami. Nieba widać nie było, bo zazwyczaj padał wtedy rzęsisty deszcz. A oni siedzieli godzinami. przemoknięci i drżący z zimna przez 7 dni, nawet do północy i czytali modlitwy z Tory - Świętej Księgi Mojżesza. Jedli tylko Macę i pili wino z wodą.

Najbardziej ortodoksyjną grupą Żydów, którzy rygorystycznie przestrzegali wszystkie religijne nakazy i zwyczaje  byli chasydzi. Można ich było poznać po długiej brodzie i pejsach - zwisających przed uszami pokręconych warkoczykach, po specjalnym nakryciu głowy: jarmułce lub kapeluszu z rondem, po długim czarnym chałacie, krótkich spodniach, pończochach i płytkich pantoflach. Między sobą „szwargotali”, porozumiewali się językiem jidysz, składającym się ze słów słowiańskich, niemieckich i hebrajskich. Żyjąc w zgodzie z tradycją, zamknięci w swojej społeczności, nie nadążali za postępem. Po polsku mówili słabo, mieli kłopoty i trudności w porozumieniu się z Polakami i nie dążyli do integracji z nimi.

W Sędziszowie Żydzi żyli w dwóch skupiskach: po prawej stronie Rynku za mostem przy brzegu Mierzawy (do remizy strażackiej) i za dworcem kolejowym na terenie obecnego osiedla „Drewniane” i częściowo osiedla „Sady”. Pojedyncze rodziny osiedliły się również w Gródku i na Bąkowcu. Bogaci właściciele sklepów mieszkali na ich zapleczu w Rynku i na przyległych ulicach.

Największe skupisko chasydów w Rynku miało charakter zamknięty, było czymś w rodzaju getta. Chasydzi starali się maksymalnie izolować od otoczenia. Gromadzili się wokół domu rabina, służącego również za dom modlitwy (bożnicę). Uważali się za gminę żydowską, podległą rabinowi i poza władzami administracyjnymi i policją  niechętnie przyjmowali na swoim terenie innych Polaków. Rabin był osobistością bardzo ważną, niezwykle szanowaną, cieszył się wielkim autorytetem, miał władzę niemal „absolutną”. Był jednocześnie pilnie strzeżony i prawie całkowicie izolowany. Publicznie się nie pokazywał, a jeśli opuszczał mieszkanie, to zawsze w towarzystwie rosłych  ochroniarzy. Gdy wybierał się w podróż pociągiem, na dworzec jechał krytą  bryczką, a w pociągu zajmował osobny przedział, specjalnie dla niego wyjęty.

Żydzi utrzymywali się głównie z handlu, odbywającego się na jarmarkach na sędziszowskim rynku w każdy wtorek. Handlowali przede wszystkim z rolnikami z okolicznych wsi. Skupowali od nich drób i wyroby rzemiosła ludowego z drewna, wikliny i słomy. Trudnili się też handlem obnośnym, a Ci, którzy posiadali konia-handlem obwoźnym po okolicznych wsiach.

Dużym powodzeniem cieszył się handel na kredyt - pod kilkoma postaciami.

W sklepach spożywczych brano towar z wpisaniem kwoty do dwóch książeczek: właściciela sklepu i klienta, a zapłata całej należności dokonywała się raz, po pierwszym każdego następnego miesiąca.

Po domach Żydzi roznosili (również na kredyt), jako jedyni dostawcy, mięso wołowe - raz w tygodniu, w piątek.

Istniał też, w ramach kredytowania zwyczaj roznoszenia po domach bogatszym mieszkańcom  materiałów odzieżowych, galanterii skórzanej, kosmetyków, sprzętów domowych, a przed świętami - towarów delikatesowych i zostawiania ich na kilka dni. Klient bądź decydował się na ich kupno i umawiał się na sposób ratalnej zapłaty bądź zwracał towar kupcowi bez żadnej opłaty. Wszystkie te transakcje handlowe odbywały się bez pisemnych pokwitowań, bez świadków, a jedynie na zasadach pełnej uczciwości i wzajemnego zaufania. I trzeba podkreślić, że nie słyszano o żadnych oszustwach. Oczywiście Żydzi, obdarzeni zmysłem handlowym i znajomością psychologii, zostawiali towar w domach, gdzie honor miał swoją wartość. A etyka i morale obowiązywały wśród wielu mieszkańców Sędziszowa, zarówno bogatych jak i biednych. Z drugiej strony oszukiwanie nie opłacało się kupcom  żydowskim, bo fama o tym rozchodziła się szybko, a to mogło pozbawić ich klientów.

Drugie skupisko Żydów osiadłych w miejscu dzisiejszego osiedla „Drewnianego” przy szosie do Swaryszowa gromadziło kupców - hurtowników, najbardziej zeuropeizowaną część społeczności żydowskiej. Ci - zwłaszcza młodsze pokolenia - objawiali wyraźną dążność do asymilacji z Polakami, ale stawiali się z tego powodu obiektem potępienia przez chasydów za wiarołomstwo i przyjmowanie sposobu życia „gojów”. Te próby kształtowania nowoczesnej tożsamości odbywały się wolno i nie bez trudności, gdyż największy wpływ  na wychowanie młodego pokolenia mieli w dalszym ciągu ortodoksyjni Żydzi. Większość dzieci nadal uczęszczała do żydowskiej szkółki w domu rabina. Dziewczynki najczęściej na tym poziomie kończyły swoją edukację, chłopców posyłano natomiast do szkoły przy Urzędzie Gminy Sędziszów, aby wywiązać się z obowiązku nauczania podstawowego i nie narażać się na kary.

Pamiętam, że w ostatnich klasach siedmioklasowej szkoły uczyło się kilka dziewczyn i niewielu więcej chłopców, a do żydowskiego Gimnazjum w Kielcach dojeżdżało zaledwie dwóch uczniów z Sędziszowa. Za najważniejsze bowiem uznawano przyuczanie dzieci od najmłodszych lat do handlu.

Żydzi - ci najbardziej zeuropeizowani, uznający nowoczesność w ubiorze, zachowaniu i mowie, utrzymywali towarzyskie stosunki z Polakami. Znano ich nazwiska i zwracano się do nich „per pan”, prowadzono rozmowy i dyskusje. Po nazwisku zwracano się do Mincbergów, Rajzamnów czy Cyglerów, podczas gdy do chasydów zwracano się po imieniu: Bartek, Icek, Abram, Szmul, także „ty” lub „wy”, a jeśli było kilku o tych samych imionach, dodawano jednemu z nich jakiś przydomek.

Kupcu - hurtownicy mieszkali w większości we własnych domach, w których znajdowały się składy i magazyny z węglem, materiałami budowlanymi, nawozami sztucznymi, nasionami i częściami do maszyn rolniczych. Ale największe transakcje handlowe związane z transportem kolejowym odbywały się na rampie. Tu dołączali handlarze żydowscy ze Szczekocin, dojeżdżający konną kolejką wąskotorową. Wagoniki zaprzężone w jednego lub dwa konie, kursowały dwa razy dziennie w obie strony dwudziestokilometrową trasa. Dla Żydów ze Szczekocin Sędziszów był najbliższym węzłem kolei żelaznej, z którego mogli korzystać w transakcjach handlowych i ruchu osobowym. Po każdym przybyciu wąskotorówki, na dworcu wzmagał się ruch i wszędzie słychać było żydowski „szwargot”. Przez cały rok handlowano słomą, sianem a nawet żółtym piaskiem z Gródka - surowcem murarskim używanym do zaprawy cementowej. Sprowadzano węgiel, cement i nawozy sztuczne. Jesienią eksportowano na Śląsk płody rolne: zboże ziemniaki i warzywa. Duży ruch panował też w czasie eksportu gęsi do Niemiec. Spędzano z okolicznych wsi stada gęsi i ładowano je do wagonów specjalnie przystosowanych do przewozu ptactwa. W zimie ładowano do wagonów worki z puchem, z dartym gęsim pierzem, dostarczonym przez hodowców gęsi z Gródka i Bąkowca.

Przez lata cały handel hurtowy i wiele branż detalicznych należało do kupców żydowskich. Konkurowanie z nimi było bardzo trudne, posiadali bowiem wrodzone zdolności do handlu i wiekowe doświadczenie, było obdarzeni sprytem  i odznaczali się niebywała pracowitością.  Zasadniczo imali się każdego sposobu wymiany towarowej, który przynosił zysk, a bankructwa zdarzały się wyjątkowo rzadko.

Wybuch wojny raczej nie zaskoczył sędziszowskich Żydów, zanosiło się na nią od wiosny 1939 roku. Przygotowywaliśmy się do niej razem z Polakami, zgodnie, gdyż zupełnie wygasły najmniejsze oznaki antysemityzmu. Wszyscy zdawali sobie sprawę z nieszczęść, jakie przyniosłaby przegrana wojna i hitlerowska okupacja, i że Żydzi będą bardziej niż Polacy narażeni na prześladowania. Ale nie przypuszczano, że może dojść do holokaustu - całkowitej zagłady narodu żydowskiego.

W działaniach kampanii wrześniowej Żydzi nie ucierpieli, jak zresztą mieszkańcy, gdyż w Sędziszowie większych starć z nieprzyjacielem nie było. Ale okupanci od razu wzięli się za Żydów.

Początkowo pozwolili im wychodzić z domu pod warunkiem, że będą mieli na ramieniu białą opaskę  z gwiazdą Dawida, że będą zdejmować nakrycie  głowy i stawać na baczność przed przechodzącym umundurowanym  Niemcem. Ale Żydzi rzadko korzystali z „przywileju” pokazywania się na ulicy, gdyż byli kopani i bici i przez żandarmów i żołnierzy  kwaterujących w Rynku i w budynku stacyjnym.

W 1940 r. zarekwirowano im sklepy i mieszkania o lepszym standardzie. Przesiedlając ich do organizowanego w Rynku getta, zabierano im futra, kożuchy i wszelkie kosztowności. W lecie tego roku uważano getto za zamknięte, chociaż nie było ogrodzenia, i zabroniono im wychodzenia na zewnątrz a na miejscu żydowskich składów i magazynów rozpoczęto budowanie osiedla. Zgromadzeni w odosobnieniu Żydzi początkowo otrzymywali kartki na niewielkie „głodowe” racje żywności. Co bogatsi Żydzi wyprzedawali się z wszelkiego osobistego dobra, biedni - żebrali w czasie zatrudnienia ich na zewnątrz getta. W sumie - jakoś sobie jednak radzili. Nie było doniesień o śmierci głodowej i mimo ścieśnienia i braku możliwości utrzymywania higieny - nie notowano większych epidemii chorób zakaźnych.

Życie stawało się z dnia na dzień coraz bardziej koszmarne. Ciasnota i głód, nasilająca się dyskryminacja nie zmieniły jednak ich postępowania. Ze spokojem znosili wszelki prześladowania i potulnie wykonywali polecenia władz okupacyjnych.

Od  czerwca 1942 roku zaczęły dochodzić do Sędziszowa wieści o istnieniu krematoriów, o masowych deportacjach Żydów w szczelnie zamkniętych wagonach bydlęcych z gett komór gazowych. Sędziszowscy Żydzi zachowywali się obojętnie, sprawiali wrażenie, jakby o tym nie słyszeli lub jakby ich to nie dotyczyło. Natomiast Polacy zaczęli bardziej interesować się losem Żydów. Po rozpoczęciu masowych akcji dyskryminacyjnych obawiali się, że po Żydach hitlerowcy mogą podobnie potraktować ludność polską. Jednak możliwości pomocy Żydom były bardzo ograniczone i bardzo ryzykowne, bo Polska była jedynym krajem okupowanym przez Niemców, w którym ukrywanie, a nawet pomoc w ukrywaniu Żydów, były karane śmiercią.

Dorywczo zwłaszcza młodych Żydów zatrudniano na zewnątrz getta przy odśnieżaniu, naprawianiu dróg  i pracach polowych w dużych gospodarstwach rolnych. Od wiosny 1943 r. do gospodarstwa rolnego w Łowinia, gdzie pracowałem , przywożono do pracy drabiniastymi wozami kilkadziesiąt osób, żydowską młodzież z sędziszowskiego getta. Pilnowało ich dwóch żydowskich policjantów, zamiejscowych rosłych drabów uzbrojonych w grube pałki, których z chęcią używali. Głównym zajęciem młodych Żydów, w większości dziewcząt, było plewienie sadzonek i zasiewów buraków pastewnych, roślin paszowych i lnu oraz prace porządkowe w folwarku i na polu. Wszyscy pracowali bardzo pilnie, ale wydajność ich pracy była niewielka z powodu braku umiejętności i braku sił wynikających z niedożywienia. Żywili się tym, co ze sobą przynieśli: kawałkiem suchego pieczywa, a na miejscu otrzymywali kawę zbożową. Ważnym artykułem spożywczym były pieczone na polu ziemniaki. Polscy pracownicy po kryjomu dzielili się z nimi swoimi racjami. Jeszcze gorzej było z wynagrodzeniem deputatowym. Nakazano - zamiast żyta i pszenicy - wypłacać im należność jęczmieniem lub owsem, czyli zbożami paszowymi. W tej sprawie podjęliśmy jednak ryzyko: codziennie po dniówce Żydzi dostawali małe porcje pszenicy, po czym przewozili ją w kieszeniach, pończochach i innych częściach garderoby. Na szczęście wpadki nie było!

Przeszła wiosna i lato, minęły żniwa i wydawało się, że władze niemieckie zapomniały o sędziszowskich Żydach, bo też przez cały okres ich pracy w Łowinii, prawie wcale się nimi nie interesowały. Ale na początku września mój Ojciec zatrudniony na dworcu w charakterze biletera, przysłał do Łowinii przez gońca wiadomość, że podstawiono pociąg towarowy, który wywozi Żydów do obozu zagłady w Treblince. W największym sekrecie powiadomiłem o tym znajomych młodych Żydów. Zbiegło zaledwie kilkoro. Reszta ze spokojem oczekiwała przyjazdu furmanek, które tym razem konwojowało dwóch niemieckich żandarmów. Odwieźli ich do rodzin, oczekujących już na załadunek.

Jak mi opowiadał Ojciec, szczególnie starsi Żydzi, bez żadnego oporu wsiadali do wagonów, wielu było rozradowanych, jakby jechali „na majówkę”. Twierdzili, że wyjeżdżają do pracy i niedługo wrócą.

Na pytanie, dlaczego Żydzi prawie się nie bronili przed zagładą i dlaczego byli tak powolni niemieckim rozkazom - nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Trudno ocenić, czy ich zachowanie było dowodem całkowitej rezygnacji z bezcelowej obrony, czy w ten sposób dodawali sobie otuchy, czy wreszcie byli na tyle naiwni, że wierzyli, iż można zagłady uniknąć. Najważniejszym był jednak fakt, że na znalezienie innego sposobu życia nie pozwalała im utrata ścisłej i stałej łączności z własnym środowiskiem. Zgubne było także ich wyobcowanie z nowoczesnościami.

W małych ośrodkach, takich jak Sędziszów, nie mieli też przywódców rozumiejących zasady nowoczesnej obrony.

I tak zakończyło się istnienie narodu wybranego, żyjącego na tej ziemi od kilkunastu wieków. I choć polski rozdział Żydowskich dziejów wydaje się być epizodem, a w XX wieku można go odmierzać dziesięcioleciami - to w czasie II wojny światowej nie można pominąć ani jednego dnia, szybko doprowadzającego ich do zakłady.

EPILOG:

W 1944 r. w jednym z końcowych wagonów wojskowego pociągu zdążającego na front zapaliła się oś. wagonu, którym jechało kilkunastu żołnierzy - Niemców Sudeckich (Czechów) odczepiono od pociągu i pozostawiono na torze na wprost sędziszowskiego Rynku. Wypatrzyli go dwaj nasi bohaterscy Akowcy: porucznik Ireneusz Maszczyński „Blondyn” i sierżant Stanisław Bolforski „Czołg” i razem z dezerterem z armii niemieckiej - Ślązakiem z Chorzowa, pseudonim „Moryc”, który równocześnie służył za tłumacza - postanowili rozbroić czeskich Niemców.

O zmroku podeszli pod wagon i kazali im wyjść bez broni, strasząc, że zostali otoczeni przez dużą grupę partyzantów, która - w razie niewykonania polecenia - po prostu ich zlikwiduje. Dla uczynienia owej groźby bardziej wiarygodną - przestrzelili wagon kilkoma seriami z broni automatycznej. Przestraszeni żołnierze niemieccy wykonali polecenie, ale szybko przekonali się, że ich broń i cały rynsztunek bojowy padły łupem tylko trzech Polaków.

Po kilku dniach w odwecie, Niemcy podjechali w to miejsce pociągiem pancernym i z działa artyleryjskiego ostrzelali Rynek pociskami zapalającymi. Większość pocisków padła na opustoszałe rudery żydowskiego getta. Wybuchł pożar i tak oto w ogniu z niemieckich dział zniknął ostatni ślad wiekowej bytności Żydów w Sędziszowie.

Wacław Cichocki,
Wrocław, kwiecień 2007 r.

Produkcja i hosting: ZETO-RZESZÓW Strony www - Strony internetowe - Aplikacje internetowe - Sklepy internetowe - Portale korporacyjnezeto
[ZAMKNIJ] Nowe zasady dotyczące cookies. W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies.